czwartek, 19 listopada 2009

O złośliwości rzeczy martwych.

Często mi się zdarza,że gdzieś coś schowam,nierzadko gdzieś "na wierzchu",żeby łatwo było znaleźć i kiszka,nie ma,schowało się głębiej,diabeł ogonem nakrył,szukaj gdzie chcesz.Po prostu NIE MA i koniec.Toż to można się wściec.A potem okazuje się,ze leży na wierzchu i śmieje się ze mnie.Najczęściej szukam portmonetki.Może to świadczyć o moim lekkim podejściu do kaski,ale ja wolę mówić o sobie,że jestem roztargniona,albo zakochana(po prawie 25 latach małżeństwa!).
Tym razem schowałam ładowarkę do aparatu fotograficznego.Dwa razy przeszukałam WSZYSTKO i nie ma,wyparowała,porwali kosmici,uciekła w dzikim popłochu od takiej lekkomyślnej właścicielki.
A chciałam zrobić fotki moich prac i wstawić,a tu klops totalny.Ale spróbuje zrobić telefonicznym aparatem foto i wstawię takie jak wyjdą,może nie będą nieczytelne.I kiedy wreszcie znajdę ładowarkę (oczywiście najpierw się z nią rozmówię)to zamienię fotki i będzie dobrze(mam taką nadzieję)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony komentarz:)))